Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi kluska z miasteczka de girardów. Mam przejechane 10605.25 kilometrów w tym 1322.12 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.25 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy kluska.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:65.69 km (w terenie 11.00 km; 16.75%)
Czas w ruchu:03:58
Średnia prędkość:16.56 km/h
Maksymalna prędkość:36.80 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:32.85 km i 1h 59m
Więcej statystyk
  • DST 31.13km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 28.10km/h
  • Sprzęt Karoca pancerna
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wszystko źle

Piątek, 17 maja 2013 · dodano: 17.05.2013 | Komentarze 4

Odmawiam komentarza!

I nie czytajcie co piszą mama i tata, to są kalumnie i potwarze!



  • DST 34.56km
  • Teren 7.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 16.59km/h
  • VMAX 36.80km/h
  • Sprzęt Karoca pancerna
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

No wreszcie jakieś konkretne kilometry w tym roku

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 1

Niby w wózku parę razy przekroczyłam dystans 10km, ale co 1/3 setki to nie 1/10.

Dzisiaj po tradycyjnej tatowej 2 o'clock, zapakowali mnie do kojca, a sami zaczęli wynosić rowery, przyczepkę... myślałam, że mnie samą w domu zostawią, ale mam chyba sobie o mnie przypomniała i wróciła żeby mnie wyjąć z kojca i zniosła na dół. A potem mnie zainstalowali w przyczepce. No wreszcie! Myślałam, że się nie doczekam tej jazdy. Ale cały czas nie ruszaliśmy... a to jedno, a to drugie biegało na górę do mieszkania. Myślałam że w końcu w ogóle nie wyruszymy, ale w końcu się udało. Hurra!

Jechało się fajnie, po drodze mama robiła nam zdjęcia, ale w tym celu musieliśmy przez chwilę jeździć tam i z powrotem, już nawet myślałam że się wracamy, ale nie.



W końcu za Międzyborowem się rozpędziliśmy, przekroczyliśmy 30km/h i... zgubiliśmy mamę. Nie było rady, trzeba było się zatrzymać i poczekać, normalnie żena a nie jazda, co chwila jakieś głupie postoje. A jak mam przyjechała, to okazało się, że musi wracać. Z tatą pojechaliśmy dalej, ale wprowadził nas na jakiś totalny wertep, który nazywał "betonką". Cały czas dup dup dup, jechaliśmy z prędkością galopującego winniczka, a jak zjechaliśmy na równiejszą nawierzchnię, to wyczerpana tym wszystkim zasnęłam.



Obudziłam się w lesie, a tata klęczał pod jakimś słupkiem i tam coś przypinał. Ale po chwili zauważył że nie śpię, zrobił mi kilka zdjęć (normalnie powariowali z tymi zdjęciami) i pojechaliśmy dalej... jakimś koszmarnym żwirem. Dróg to mój tata nie potrafi wybierać.



Ale w końcu wyjechaliśmy na skraj lasu i tam zatrzymaliśmy, a tata rozłożył kocyk i mnie wyjął. A potem zaczęło się karmienie - najpierw wmuszał we mnie zielone paskudztwo... no dobra, głodna byłam to zjadłam, ale szału nie ma. Potem na deser jakiś mus owocowy, no to już lepiej. Zaczynało się nawet robić przyjemnie, znalazłam fajny listek, ale zaczęły latać jakieś paskudy i tata mnie schował przed nimi do przyczepki i zaczął sprzątać z łąki bałagan, który tam zrobiliśmy. I wtedy przyjechała mama, a po chwili wszyscy ruszyliśmy dalej.



Niby jechaliśmy cały czas asfaltem, ale co chwila były jakieś dziury i wertepy. Mama zaś podjeżdżała z boku i machała do mnie. Wołałam do niej, żeby się nie wygłupiała, tylko uważała na drogę bo wpadnie do rowu pod samochód, a ona się cieszyła jeszcze bardziej i jeszcze energiczniej do mnie machała... ech. A na koniec tata złapał gumę, no co za łamagi. Dobrze że było blisko domu, to obyło się bez zmieniania dętki, tylko podpompował i na mięknącym kole doturlaliśmy się do domu.

Ech. Ale tak w ogóle to było fajnie. Nie marudzę im, bo mnie jeszcze nie zabiorą następnym razem.